Barbie The Look Red Carpet #1 Pink Gown 2013

Witam po Świętach i w Nowym Roku!

(Tak, wiem, licho w czas)

Tydzień temu wróciłam z urlopu w Polsce i przywiozłam ze sobą kilka nowych lalek, ale jeszcze długo będą one musiały czekać na swoją kolej. Dziś swoje pięć minut dostanie za to:
 Barbie The Look Red Carpet #1 Pink Gown, 2013.
Jest to ostatnia już pani na ciele Model Muse w mojej kolekcji, oczywiście na chwilę obecną. Posiadam tylko dwa modele z czterech wchodzących w skład wypustu 2013, o jednym z nich możecie poczytać tutaj: http://littleblondequeen.blogspot.be/2015/11/barbie-look-red-carpet-3.html
Wspominałam również, że przybyły jedna po drugiej, lecz z tą omawianą dzisiaj nie miałam takich problemów jak z Barbie Red Carpet (mold: Goddes)  #3, której nigdzie nie było. Podejrzewam, że mogła zostać wydana w mniejszym nakładzie, niż jej pozostałe koleżanki z serii lub została szybko wykupiona ze względu na swoją oryginalność i urodę. Poniżej zdjęcie promocyjne całej czwórki:
Kolejno numery i moldy: 1# (Mackie), 2# (Aphrodite brunette), 3# (Goddes), 4# (Aphrodite platinum blond).


Podobnie jak Goddes 3#, blond Aphrodite 4# trudniej dostać niż pozostałe. Jeszcze kilka miesięcy temu była dostępna w sprzedaży dość powszechnie, lecz większości kolekcjonerów  przypadła ona do gustu więc pewnie dlatego jest jej teraz mniej na sklepowych półkach i aukcjach. Ja sama również miałam ją w rękach (100 zł) w jakimś sklepie zabawkowym, ale niestety miałam wtedy inne wydatki (obiecałam rodzinie, że wreszcie kupie sobie ubrania, po tym jak po miesiącach kolekcjonowania przyjechałam do domu w dziurawych na obu kolanach leginsach, reszta mojej garderoby wyglądała podobnie.) Także...
Wracając do meritum: nie trudno zauważyć przeglądając choćby allegro, która lalka przewija się najczęściej i to za bardzo niską cenę. Jest to numer 2, najbardziej mdła i nudna z całej czwórki, zrobiona na odwal się zapchajdziura, choć ładna :). Jej kolczyki, kopertówka i szpilki są identyczne jak u jej koleżanki z serii Barbie #1 oraz Steffie City Shine, którą też posiadam w swojej kolekcji. Projektanci nie wysilili się również tworząc sukienkę. Choć kolor ładny, to krój pasuje bardziej na starszą panią, a nie na młodą dziewczynę jaką jest Barbie. I tu nasuwa się pytanie, dlaczego Mattel produkuje takie nudne lalki ? Przecież zamiast tego mógłby stworzyć coś lepszego, co zapewne bardzo dobrze by się sprzedało. Cóż... gdyby tańsze serie lalek kolekcjonerskich były takie super, to kto kupiłby te drogie? To może w ogóle trzeba zrezygnować z produkcji tych tanich i produkować tylko ciekawe modele, ale za wysoką cenę? Jednak nie wszystkich byłoby na nie stać, więc firma straciłaby rzesze klientów. Zatem pozostaje kontynuować podział na modele tańsze, droższe, ekskluzywne i super ekskluzywne. Konsekwencją tego jest przypinanie lalkom "labeli". W moim zbiorze znajdują się jak na razie wyłącznie Black Label, czyli modele nielimitowane lecz wciąż kolekcjonerskie o niższych cenach, chociaż są wyjątki. Zwykle jednak za niewielkie pieniądze mamy Barbie oznaczoną Pink lub Black Label , ale wciąż z dumnym napisem "Collector". Nie zmienia to faktu, że lalka w środku nie wyróżnia się niczym szczególnym, jest po prostu ładna ale nie za ładna, bo w tej kwestii musi być zachowana adekwatność w stosunku do ceny. (Choć moim zdaniem absolutnym wyjątkiem jest tu linia Ballet Wishes oznaczona jako Pink Label). 
Zatem co by zrobił dyrektor kreatywny Mattela, gdyby taki Bill Greening na polecenie stworzenia lalek do serii Red Carpet złożył na jego biurku projekty oszałamiająco pięknych lalek o wysublimowanym makijażu, skomplikowanych fryzurach i misternie uszytych kreacjach? Pewnie kazałby mu wszystko pozmieniać i uprościć, tak by koszty produkcji były jak najniższe i by lalki nie stwarzały konkurencji dla hiperdrogich silkstone lub innych Barbie . wydawanych w Gold, czy Platinum Label.  Efektem takiej strategii są właśnie takie lalki jak Red Carpet #4. Proste, nudne, wtórne. Dlaczego jednak wiele osób ją kupi? Może dlatego, że najpierw nabędą pozostałe egzemplarze z tej serii (bo te są dość ciekawe), a tą kupią jako ostatnią, by skompletować wszystkie cztery. Inni kupią ją, by następnie przestylizować. Jeszcze innych skusi niska cena i łatwa dostępność. Przyznam szczerze, że ja zamierzam ją kupić z wszystkich trzech powodów. :)

Po tym dość długim wywodzie, w którym oczywiście nie napisałam niczego odkrywczego, czas wreszcie na prezentację nie takiej znowu nudnej Barbie, którą można kupić za nieduże pieniądze, by potem móc cieszyć się długą, połyskującą suknią syreną w odcieniu amarantu oraz pięknym makijażem i fryzurą.



Mam słabość do lalek w wieczorowych kreacjach. 
Suknia wykonana z imitacji satyny zmienia nieco swój odcień pod wpływem światła. Pod spodem flesz wydobył z niej jeszcze więcej koloru. 



Włosy przypadną do gustu nawet wybredniejszym amatorom lalkowych loków (albo to mi trafił się dobry egzemplarz, bez nadmiaru lakieru).



I ta twarz... choć i ja nie przepadam za moldem Mackie, odkąd mam tę lalkę zaczynam go lubić. Ta Mackie nie wygląda na "buńczuczną" jak to trafnie ktoś już określił, a na zamyśloną. Makijaż jest bardzo zmysłowy. Gdy po raz pierwszy ją zobaczyłam na żywo, zachwyciłam się.






Dla miłośników detali jest i ciekawa biżuteria. Trzy bransoletki połączone ćwiekiem.


Podoba mi się ten paseczek w talii.


Te szpilki już znamy.. ma je jedna trzecia lalek z serii City Shine i Red Carpet, a różnią się tylko barwą i... tworzywem. Tutaj wykonane z twardego plastiku (spadają lali z nóżek), u Steffie City Shine są z miękkiej gumy.





Suknia jest dwuczęściowa, czego nie widać dopóki się nie wyjmie lalki z pudła. Zapinana na rzep.


Tyle na dziś!



Dziękuje tym, którzy dobrnęli do końca. Do zobaczenia w następnym wpisie! 

XoXo















































Komentarze

  1. Z serii tej man tylko Afrodytę brunetkę w błękitnej sukieneczce, bardzo chciałam Goddess (nie dane mi było jej kupić) a do tych dwóch blondi jakoś mnie nie ciągnęło specjalnie :)
    Mino to gratuluję zakupu panny - bardzo ciekawego ma buziaka
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że wkrótce nadarzy się okazja kupna Goddes. :) Ja też miałam ukochaną lalkę, numer jeden z wishlisty, dwa razy przeszła mi koło nosa. Wciąż na nią poluję i nie chce zapeszyć, ale chyba niedługo będzie moja. :)

      Usuń
  2. Bardzo ciekawie piszesz o tych wszystkich "labelach' i ich kulisach, kompletnie się na tym nie znam to coś się
    dowiedziałam:)
    tez mam tę lalkę, kupiłam używaną i gołą, a przez to jeszcze tańszą, bo ja z kolei nie przepadam za strojami wieczorowymi, ogólnie za długimi sukniami więc ta różowa szmatka tylko by się u mnie poniewierała;)Ta Mackie jest bardzo fotogeniczna i w różnych ujęciach potrafi mieć trochę, odrobinę, tyci tyci inny wyraz twarzy, dobre i to!;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje:) tak się zastanawiałam, czy w ogóle publikować ten post w takiej postaci, gdyż bałam się Was zanudzić. W końcu doszłam do wniosku, że potraktuje bloga jak prywatny brudnopis do wyrzucenia myśli, najwyżej ktoś pominie nudne dla siebie fragmenty. Blog to jedyne miejsce. w którym gadam o lalkach. Stąd miliony dygresji, czasem jestem tak przejęta, że chcę napisać kilka rzeczy na raz. :) Pozdrawiam ciepło:)

      Usuń
  3. Mam przyjemność posiadać tę lalkę i muszę zgodzić się z wszystkim, co napisałaś. Przepadam za tym moldem i właśnie ona chwyciła mnie za serce. Jej włosy, w porównaniu z innymi Barbie, są naprawdę świetne i gęste. Twoje przemyślenia na temat produkowania lalek są bardzo trafne:-)
    Pozdrawiam bardzo serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widziałam ją u Ciebie przesadzoną na artykułowane ciałko:) jak fashionistka, ale znacznie bardziej wytworna. dziękuje za miłe słowa:)

      Usuń
  4. Ciekawe informacje i przemyślenia na temat poszczególnych wypustów lalek kolekcjonerskich - coś w tym jest. Gdyby nie te tańsze kolekcjonerskie, Mattel straciłby wielu klientów. Zatem próbują wypośrodkować między jakością, ilością i ceną, tworząc "black labele". Ja nie przejawiam wybitnej ciągoty do blondyn kolekcjonerskich - wolę brunetki, albo laleczki ciemnoskóre o moldach Mbili czy Goddess, ale buźka powyższej blondyneczki jest ciekawa. Ja z tzw. kolekcjonerskich lalek (oczywiście black label - na inne mnie nie stać :D) mam Mbili z serii Look City Shine 2014. Właściwie to kupiłam ją ze względu na jej ciemną skórę i śliczną buźkę, a dopiero później zorientowałam się, że to tzw. kolekcjonerska. Jednak lubię oglądać laleczki kolekcjonerskie na zasadzie "co też nowego wymyślili". Gratuluję zakupu, który sprawia radość - to najważniejsze. Pozdrawiam ciepło :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje :) mnie również nie stać na nic z wyższej półki, a nie potrafię długo trzymać gotówki. od razu wydaję... :) Podobnie jak Ty uwielbiam wszelkiego odcienia przyjaciółki Barbie, mulatki, latynoski, murzynki... Mbili niesamowicie wyróżnia się w mojej kolekcji. mam w zanadrzu jeszcze jedną ciemnoskórą piękność i już nie długo Was nią zaskoczę! pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń
  5. to wyjątkowa urocza i chwytająca za serce
    blondynka - no, ale może dlatego, że to nie
    Barbie :)))

    dwuczęściowość sukni może być atutem -
    wszak teraz tylko coś dodać do góry i dołu -
    i możesz mieć w sumie trzy dodatkowe kreacje :)

    buciki podobają mi się - szkoda, że uciekają ze stóp...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Happy Family Midge 2002 czyli Wielka Paka cz. 3

Sparkle Beach Barbie 1995

29 lipca Czwarta rocznica bloga