Barbie The Look City Shine #1

Witam!
Dziś zaprezentuję Wam lalkę, od której wszystko się zaczęło. Jest to pierwsza Barbie, jaką kupiłam sobie jako dorosła osoba z zapędami kolekcjonerskimi. Jest to również pierwsza lalka kolekcjonerska, z którą miałam osobisty i bezpośredni kontakt. Dlatego też pozostanie ona dla mnie tą wyjątkową i jedyną w swoim rodzaju.
Mowa o Barbie pochodzącej ze stosunkowo świeżej kolekcji The Look, seria City Shine, model pierwszy. Przybyła do mnie w czerwcu tego roku i była na prawdę mocno wyczekiwana. Byłam niezmiernie ciekawa, jak lalki Mattela zmieniły się przez te wszystkie lata - ostatni raz trzymałam w ręku Barbie chyba z piętnaście lat temu! 
Przyznam, że panna nie zawiodła moich oczekiwań. Gdy zdarłam papier, w który owinięte było pudło, zaparło mi dech... Moim oczom ukazała się posągowa piękność, a oto i ona: 

Barbie City Shine #1
Czyż nie jest zachwycająca? 
Zakupu dokonałam na allegro, wówczas nie mając zielonego pojęcia o lalkach, seriach, edycjach... Ta wydała mi się najrzadsza i najbardziej niespotykana, a do tego spodobało mi się jej spojrzenie - źrenice skierowane do boku, jak u lalek vintage! Stwierdziłam również, że "na początek" kolekcji pasowałoby mieć blondynę, czyli klasyczną Barbie. Nawet facemold - Mackie pamiętałam z dzieciństwa, gdyż kilka ówczesnych lalek playline go posiadało. 
A teraz troszkę danych technicznych lali: ciałko to oczywiście Model Muse, typ: z lewą ręką wyprostowaną i prawą zgiętą. Facemold - Mackie, odcień "skóry" - nostalgic, który pięknie współgra ze srebrną suknią. 

Model Muse body type with straight left arm and bent right arm
Na powyższym zdjęciu widoczne są ślady kleju na piersiach lalki - w tym miejscu suknia była do niej przyklejona. Przyznam, że byłam tym faktem nieco zaskoczona. Kiedyś, gdzieś przeczytałam, że lalki kolekcjonerskie mają na sobie zeszyte ubrania i takiego zjawiska też się spodziewałam.  Taki sposób dopasowywania kreacji spotkać można jednak tylko u bardziej ekskluzywnych modeli. W przypadku lalki Black Label bardziej adekwatne są jednak zapinane ubranka, gdyż kolekcjonerzy bardzo często swoich tańszych lalek używają do różnego rodzaju eksperymentów modowych.  Tu zastałam na przykład fantastyczne zatrzaski, zupełnie jak w dawnych czasach. :) 

Sposób zapięcia ubranka

A oto dodatki oraz certyfikat autentyczności, który nawiasem mówiąc został tu potraktowany po macoszemu i trochę mnie rozczarował... (czy logo nie powinno być większe i znajdować się gdzieś na środku?) Cóż... widocznie ten "szczegół" jest lekceważony u tańszych lalek kolekcjonerskich. 

Certyfikat autentyczności
Ten oto kawałeczek papieru informuje nas, że lalka  pochodzi z serii Black Label oraz, że została zaprojektowana przez artystów i projektantów firmy Mattel. Ma być on również dowodem oryginalności. Słusznie napisał jeden z blogerów (niestety nie pamiętam, który), że skoro ktoś zdoła podrobić lalkę, to co za problem sfalsyfikować kawałek papieru?? Całkowicie się z tym zgadzam i zaczynam się zastanawiać, o co chodzi z tymi certyfikatami.


Czas poświęcić uwagę designowi i stylizacji. Zacznijmy od dodatków. Na powyższym zdjęciu uwieczniłam wszystko, co Barbie ma na sobie. Specjalnie dla Was ją rozebrałam (wcześniej nie chciałam odklejać sukienki). Podoba mi się ten kolorystyczny minimalizm, choć fajnie by było przełamać tą monotonię choć jednym szczególikiem w czarnej barwie. Hm... 

Na początku byłam zachwycona jej butami, (czy to prawda, że Toki Doki Barbie ma identyczne?) lecz później zaczął irytować mnie odginający się obcas i sypiący się brokat.

Oryginal silver shoes
A poniżej usterka: 

Unfixible!


Zbliżenie na twarz i makijaż: 

Rooted eyelashes

Mocny, galowy make up uzupełnia stonowaną stylizację. Zauważyłam, że brwi narysowane są zgodnie z obecnymi w wizażu trendami: od środka są jaśniejsze, są też dość grube. 
Rzęsy są rootowane i jak dla mnie to cudownie! Mój egzemplarz ma je bardzo udane: dobrze wyprofilowane i odpowiedniej długości. Pięknie wyglądają z profilu. 



Jedynym rozczarowaniem, które zmąciło moją radość z lalki były jej włosy... Gdy je zobaczyłam byłam wściekła. Jakość włosia pozostawiała wiele do życzenia. Jak u tanich klonów! Nie wiedziałam, że współczesne Barbie mają na głowie aż tak tandetne tworzywo. Nie jestem też znawcą włókien, z jakich wykonuje się lalkom włosy, ale te oto pasma nie wyglądają na kanekalon, ani saran. Może to nylon? Górna część fryzury jest zalakierowana na beton, ale to z  kolei wcale mi nie przeszkadza. Jest połysk, jest ład i jest kształt. Na dole natomiast totalny chaos. Część loków  się zmechaciła i rozprostowała więc musiałam coś z nimi zrobić... Na razie zebrałam je w prowizoryczny koczek, który wystaje na zdjęciu powyżej. Planuję w przyszłości odnowić fryzurę tej lalce, jednak najpierw muszę zagłębić się w temat, gdyż na razie jestem w nim totalnie zielona. 



Po zdjęciu koczka widać ów nieład, jaki panuje na głowie Barbie:




Z upięciem prezentuje się znośnie. Pod spodem jeszcze kilka ujęć mojej Mackie.







To by było na tyle. Do zobaczenia w następnej notce!
Buziaki!! 

Komentarze

  1. Piekna!!! gratuluje cudnej lali do kolekcji!!! Ja mam tylko ta AA ale i tak sie ciesze :) Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. AA jest najpiękniejsza z całej serii:) więc najważniejszą zdobyłaś!

      Usuń
  2. Ona jest niczym ludzka wersja wróżki,
    która przypadkowo musi iść na raut :)

    szkoda, że za taką cenę nie wszystko gra...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ciekawe spostrzeżenie...:) brakuje tylko elfich uszów!

      Usuń
  3. Myślę, że certyfikaty są po to, żeby produkt wydawał się kupującemu bardziej luksusowy. Taki dodatkowy bajer. :)
    To była również moja pierwsza lalka z tej serii. Dawno już nie kupiłam żadnej kolekcjonerskiej Barbie, aż tu nagle zobaczyłam blondynę i serce zabiło mi mocniej. Jest piękna. Jej włosy na zdjęciach wyglądają całkiem nieźle, zwłaszcza wtedy gdy dajesz je do przodu widać ładne fale.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się odnośnie tych certyfikatów. Przyznam, że też dałam się złapać na ten wabik i byłam zaintrygowana tym kawałkiem papieru prawie równie mocno jak samą lalką. A co do włosów... mają potencjał.:) Muszę nad nimi popracować, wtedy będą super.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Happy Family Midge 2002 czyli Wielka Paka cz. 3

Sparkle Beach Barbie 1995

29 lipca Czwarta rocznica bloga